W piątek rozegrano ostatnie mecze w grupie spadkowej piłkarskiej LOTTO Ekstraklasy. Ostatecznie z ligą pożegnali się piłkarze Ruchu Chorzów i Górnika Łęczna. W ostatniej potyczce w elicie tych zespołów padł remis 2:2. – Jeśli chodzi o naszą postawę w tym sezonie, to sami jesteśmy sobie winni tego, co się stało – przyznał pomocnik Górnika, Grzegorz Bonin.
– Zagłębie przegrało mecz z Arką i ponoć nie stawiało większego oporu. Jak zatem teraz interpretować słowa piłkarzy z Lubina, którzy deklarowali, że zrobią wszystko, aby wygrać?
– Nie oglądałem tego meczu, więc nie mnie to oceniać. Wiadomo, że piłkarze Zagłębia nie powiedzą nic innego. Ja wierzę w to, że karma wraca. Jeżeli coś było nie fair, to kiedyś to wróci, a ci którzy brali w tym udział sami dowiedzą się, jak takie coś smakuje.
– Co po spadku z LOTTO Ekstraklasy boli najbardziej? Wracają wspomnienia z meczów, w których niejako na własne życzenie traciliście punkty albo te, w których sędziowie mylili się na waszą niekorzyść?
– Patrząc na tabelę przed dzisiejszym meczem, czy biorąc pod uwagę nasze prowadzenie do przerwy, to na 37 meczów brakowało nam do utrzymania tylko jednego punktu. Kiedy była przerwa w meczu [kibice gospodarzy wrzucali na boisko race] i dowiedzieliśmy się, że wynik w Lubinie „wskoczył“ na 1:3, to już było wszystko jasne i nasze spotkanie praktycznie nie było istotne. Jeśli chodzi o naszą postawę w tym sezonie, to sami jesteśmy sobie winni tego, co się stało. Było tak dużo meczów, w których mogliśmy zdobyć punkty, że nie możemy teraz zganiać wszystkiego na gola strzelonego przez Arkę ręką czy na to, że Zagłębie odpuściło czy nie odpuściło.
– Górnik był jedną z dwóch najsłabszych drużyn w lidze i zasłużył na spadek? Przecież w pewnym momencie rundy wiosennej eksperci twierdzili, że drużyna prezentuje się na tyle dobrze, że powinna się utrzymać…
– Faktycznie, w wielu meczach pokazywaliśmy, że piłkarsko i fizycznie wyglądamy dobrze. Często to my prowadziliśmy grę i z tego można było się cieszyć. Nie da się jednak ukryć, że kiedy cały czas okupuje się dolne rejony tabeli, to gra się trudno. Rzeczywistość punktowa wszystko zweryfikowała.
– Przed meczem mówiłeś, że ta ostatnia kolejka jest o być albo nie być dla Górnika. Jak teraz widzisz przyszłość tego klubu. Spodziewasz się rewolucji w Łęcznej?
– Na ten moment sami nic nie wiemy. Sezon się kończy, więc będzie czas na wszelkiego rodzaju decyzje. Najistotniejsze będzie podejmował zarząd oraz sponsor strategiczny. Wielu zawodnikom już teraz kończą się kontrakty… Teraz musimy czekać na informacje, co dalej z klubem.
– Możesz już powiedzieć coś o twoich planach na przyszłość?
– Akurat ja mam kontrakt ważny jeszcze przez rok. Wiadomo, że po spadku zawsze jest wiele niewiadomych. Przez kilka dni będzie czas na przemyślenie tego wszystkiego, ale tak jak mówiłem, sporo będzie zależało od władz klubu. Działacze muszą decydować co z tym wszystkim zrobić.
– Chciałbyś zostać w Łęcznej i grać w pierwszej lidze?
– Trudno mi w tej chwili jednoznacznie odpowiedzieć. Nie będę ukrywał, że nie chciałbym się stąd ruszać. Jeżeli klub będzie funkcjonował na normalnych zasadach i będzie chciał walczyć o powrót do ekstraklasy, bo teraz też nie wszystko było kolorowo, to jestem jak najbardziej za. Zwłaszcza, że spędziłem w Górniku już cztery lata, dobrze się tu czuję. Wszystko musi mieć jednak ręce i nogi.
– W ostatnim czasie w mediach pojawiały się informacje o problemach finansowych w klubie. Czy one miały wpływ na waszą postawę na finiszu rozgrywek?
– Myślę, że nie. Problemy są w większości klubów, a w naszym przypadku te finanse nie były jakieś wielkie. Chodziło tutaj o inne aspekty, o których nie chcę zbyt dużo mówić. Po prostu w pewnych kwestiach z roku na rok nie było poprawy albo było nawet gorzej.
Rozmawiał w Chorzowie MM
* Fotografia pochodzi ze strony tspodbeskidzie.pl.