Jakub Kosecki po powrocie do Legii Warszawa z wypożyczenia do Sandhausen nie zdołał przekonać do swoich umiejętności nowego trenera klubu z Łazienkowskiej, Besnika Hasiego i niewykluczone, że wkrótce będzie musiał szukać nowego pracodawcy. Wprawdzie szkoleniowiec nie skreślił ostatecznie piłkarza, ale nie zabrał go do Bośni i Hercegowiny na dzisiejszy eliminacyjny mecz Ligi Mistrzów z Zrinjskim Mostar.
Kosecki od lat uchodzi za jednego z bardziej utalentowanych polskich piłkarzy. Syn znanego byłego piłkarza, Romana Koseckiego praktycznie od początku swojej przygody z seniorskim futbolem, był związany z Legią Warszawa. W stołecznym klubie wierzyli, że oszlifują diament, który w przyszłości będzie przynosił profity. I można stwierdzić, że przez pewien czas tak było. W sezonie 2012/2013 popularny „Kosa” wystąpił w 35 meczach, w których strzelił 11 bramek. Zainteresowanie piłkarzem wykazywało wówczas wiele zagranicznych klubów, ale ostatecznie pomocnik dwa kolejne sezony spędził w Legii.
Kontuzje i brak stabilizacji formy sprawiły, że Kosecki zatracił atuty, którymi wcześniej imponował. Wspólnie z działaczami Legii doszedł do wniosku, że najlepszą opcją będzie wypożyczenie. Polak sezon 2015/2016 spędził w zespole 2. Bundesligi, Sandhausen. Tam miał bardzo dobrą jesień, ale wiosną znowu był kontuzjowany i o regularnej grze nie było mowy. Latem wrócił na Łazienkowską i wydawało się, że tutaj będzie odbudowywał formę fizyczną i psychiczną. Tymczasem bardzo możliwe, że wkrótce „Kosa” rozstanie się z Legią.
Może tak się stać, jeśli piłkarz w najbliższym czasie nie przekona do siebie trenera Hasiego. Szkoleniowiec swoją decyzją o pominięciu go w kadrze na wyjazdowy mecz z Zrinjskim zasygnalizował, że Kosecki ma sporo do nadrobienia. – Uznałem, że w tym momencie nie jest jeszcze gotowy do gry – cytuje słowa trenera Przegląd Sportowy.
Tymczasem w niedzielę na łamach serwisu legia.net pojawił się wywiad z samym piłkarzem, który przyznał, że nowy trener jeszcze nie określił przydatności wszystkich zawodników do drużyny. Oznacza to, że Kosecki sam nie wie na czym stoi i trudno stwierdzić, czy powinien rozglądać się za nowym pracodawcą, czy zostać w Warszawie i konsekwentnie próbować przebić się do pierwszego składu. – Trener cały czas się nam przygląda, każdy zaczyna z czystą kartą. Ważne tylko bym usłyszał, czy jestem potrzebny, czy też nie. Lubię jak ktoś mówi prosto z mostu, nie upiększa – powiedział Kosecki w rozmowie z serwisem legia.net.
* Fotografia pochodzi ze strony derwesten.de.